Wyobraźmy
sobie taką sytuację - idziesz zatłoczoną ulicą, w powietrzu
wyczuwasz zapach przygotowywanych orientalnych potraw, a Twoje oczy
błądzą od sklepiku do sklepiku, gdzie oferowane jest wszystko,
czego dusza zapragnie. W Twoich uszach szumią dźwięki
bollywoodzkich przebojów, klaksonów i nawoływania natarczywych
sklepikarzy. "Come to my shop!" jest bezustannie powtarzane
przez wszystkich niczym mantra. Z nieba leje się przysłowiowy żar,
a Twoją drogę przecina co chwilę niesłychana ilość leniwych
krów, riksz, biegających wokoło dzieciaków, bezpańskich psów,
żebraków i tłumy turystów. Witamy na ulicach Delhi. Namaste
India!
Ulica w Delhi / fot. http://www.flickr.com/photos/miran/3515212367 |
Trudno
się w tym mieście odnaleźć. Tu chyba ulice nigdy nie świecą
pustkami, a cisza to pojęcie totalnie abstrakcyjne. Jedno jest pewne
– Delhi można albo kochać albo nienawidzić. I nie ma w tym ani
odrobinę przesady. Egzotyka w pełnym tego słowa znaczeniu i
prawdziwy misz-masz tworzy niezwykłą panoramę miasta. Ponad
12-milionowe miasto tętni życiem przez całą dobę. To metropolia
pełna paradoksów – z jednej strony luksusowe hotele, na które
stać tylko najbogatszych, imprezy do rana w świetnych klubach,
przepiękne świątynie i monumentalne zabytki, które zapierają
dech w piersiach. Z drugiej natomiast poruszająca serce bieda,
ciągnące się kilometrami slumsy i ogromne rzesze bezdomnych
żebraków. I chociaż różnorodność cechuje całe Indie, nigdzie
tak jak tutaj, nie widać tego multikulturowego charakteru. Czy warto
to zobaczyć? Zdecydowanie tak, bo to właśnie prawdziwe,
niesamowite Indie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz