Stolica Indii, wbrew powszechnie
panującej opinii o mieście chaosu, jest dość łatwa do poruszania
się. Komunikacja (choć specyficzna) jest tu bardzo dobrze
zorganizowana. W związku z tym, pomimo szalonego ruchu ulicznego,
dotrzesz do wybranego miejsca bez większego problemu. A masz do
wyboru różne środki lokomocji – od typowo indyjskich riksz
(rowerowych) lub motoriksz, przez taksówki i autobusy, aż po
nowoczesne metro. Możesz też chodzić na piechotę, ale po pierwsze
to dość wątpliwa przyjemność przy dłuższej trasie – z nieba
leje się żar, Delhi to dość rozległe miasto, będziesz stale
zaczepiany, a przejść przez ulicę jest naprawdę ciężko. Nawet
na światłach. Kierowcy bowiem często nawet nie zwracają uwagi na
czerwone światło, a zakaz wjazdu czy droga jednokierunkowa to tylko
sugestie i wcale nie trzeba na nie zwracać uwagi. Uwagi też nie
trzeba zwracać na „mniejszych”, a hierarchia wygląda
następująco (od największego, czyli najważniejszego): krowy,
autobus/ciężarówka, duże samochody, małe samochody, motoriksze,
skutery i motory, riksze rowerowe, bezpańskie psy, piesi. Jeśli
wiesz poruszasz się spacerem, masz najgorzej, bo nikt nie zwraca na
Ciebie uwagi:)
riksza rowerowa / fot. http://www.flickr.com/photos/marcohk/1387548530/
Zawsze możesz wybrać motorikszę –
stosunkowo szybka, ale trzeba dobrze opanować techniki targowania
się. Widząc Europejczyka cena idzie automatycznie nawet 10 razy w
górę. W końcu biały znaczy bogaty. Jednak jeśli już umiesz
wynegocjować odpowiednią cenę, riksza będzie najlepszym pomysłem
na przemieszczanie się po mieście. Wsiąść do niej można
praktycznie na każdym rogu, a że w hierarchii stoi dość wysoko i
zmieści się wszędzie, nie ma problemu z dostaniem się
gdziekolwiek. Riksza rowerowa nadaje się tylko na krótkie trasy –
kto chciałby z poczuciem winy patrzeć na męczącego się,
wychudzonego Hindusa przed sobą, który wylewa ostatnie poty
próbując dowieźć Cię do celu... I chociaż jest tania, jest
także baaardzo wolna. A poza tym jednak to poczucie winy...
Autobusem jest na pewno ciekawiej. W
końcu tu łapiesz kontakt nie tylko z jednym kierowcą rikszy, ale
całym ogromnym tłumem w środku. Jeśli już wciśniesz się do
środka i zapłacisz za bilet u kontrolera – powodzenia. Przyda
się. Wyobraź sobie taką scenę – stoisz (bo o siedzeniu
zapomnij, wszystkie miejsca są już dawno zajęte), dookoła, pod i
nad Tobą Hindusi, dosłownie wszędzie, którzy umilają sobie drogę
zagadywaniem Cię lub w wersji light wlepianiem w Ciebie oczu, nie
pesząc się wcale, gdy łapiesz z nimi kontakt wzrokowy:) Kiedy już
dojrzysz swój przystanek musisz podejść, a może raczej spróbować
się przecisnąć do drzwi i uderzyć w nie z całej siły dwa razy
pięścią tak, by kierowca usłyszał. W innym przypadku pożegnaj
się z wysiadką:)
A jeśli już wypróbujesz powyższe
sposoby i będziesz miał dość tego swoistego kolorytu miasta,
wsiądź do metra. To, oprócz ciekawych współpasażerów, nie
różni się od europejskich kolei podziemnych...może oprócz tego,
że jest zawsze pełne. Wygodnie dojedziesz nim w większość miejsc
w mieście. Co ciekawe, pierwszy wagon jest zarezerwowany tylko dla
kobiet i żadnemu mężczyźnie nawet nie przychodzi do głowy, żeby
postawić tam swoją nogę. Jeśli więc jesteś kobietą i
podróżujesz sama – to miejsce dla Ciebie:) Warto też wspomnieć,
że przed wejściem na stację czeka Cię bramka bezpieczeństwa
osobna dla mężczyzn i kobiet. Wszystkie swoje bagaże musisz
prześwietlić, a zawartość Twoich kieszeni, nogawek i klatki
piersiowej sprawdzi ochroniarz lub ochroniarka;)